sobota, 25 lutego 2012
czwartek, 23 lutego 2012
Dlaczego kochamy zachody Słońca?
Mały Książę tak bardzo kochał zachody Słońca, że kiedyś oglądał je czterdzieści trzy razy. Jego planeta była mała, więc było to możliwe. Wystarczyło, że przesunął krzesełko o parę kroków i znów mógł patrzeć na to jego ulubione zjawisko.
Dzisiaj i ja postanowiłem trochę bliżej przyjrzeć się naszej gwieździe. Zabrałem z sobą psa, statyw i aparat fotograficzny. Odległość, jaką miałem od domu - ok. 300 metrów, odległość od Słońca - ok. 150 milionów kilometrów. Wprawdzie zachód Słońca widziałem dziś tylko raz, ale zrobiłem aż 47 zdjęć. Żeby niczego nie poruszyć, ustawiłem samowyzwalacz na 10 sekund i co jakiś czas naciskałem spust migawki. Z mojej słonecznej sesji fotograficznej najbardziej zadowolony był pies, bo mógł sobie pobiegać do woli. A zdjęcia? Wyszły nie najgorzej. Poniżej dziesięć z nich.
Zapraszam też do obejrzenia postu: Rozświetlona Madonna w Kwielicach
wtorek, 21 lutego 2012
Łupkowa tabliczka - pierwszy tablet?
Wymiary: 270 x 190 mm, panel dotykowy dwustronny. Do wyprodukowania użyto tylko materiałów ekologicznych - łupku i drewna oraz naturalnego sznurka. Dodatkowe wyposażenie: rysik, gąbka. Model z roku 1947.
Tak dziś mogłaby brzmieć informacja handlowa łupkowej tabliczki do pisania, którą przedstawiłem tu na dwóch fotografiach. 65 lat temu taką właśnie pomoc naukową otrzymał mój teść, gdy po raz pierwszy przekroczył szkolne mury. Tabliczkę, rysik i gąbkę dostawali uczniowie pierwszej klasy. Przyrządy te służyły do nauki pisania i liczenia. Na jednej stronie pisano pierwsze literki, na drugiej liczono. Tabliczka łupkowa (naturalna skała) oprawiona była w drewniane ramki. Sznurek służył do zawieszenia w domu. Na tabliczce pisało się twardym rysikiem również wykonanym z łupku. Zapisane treści były następnie ścierane wilgotną gąbką . Dopiero w klasie drugiej uczeń mógł pisać ołówkiem. I jeszcze jedno. Nie znano wówczas pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i innych dys-, a i z ADHD sobie skutecznie radzono.
Może obejrzysz też post: Czy ktoś jeszcze pamięta?
poniedziałek, 20 lutego 2012
Opactwo cystersów w Lubiążu
Lubiąż to dolnośląska wieś leżąca 54 kilometry od Wrocławia. Tu znajduje się największe opactwo cysterskie na świecie. Cały kompleks budowli jest imponujący. Ma powierzchnię dwa i pół raza większą od zamku na Wawelu i posiada ponad 600 okien. Tych rekordów sztuki budowlanej jest więcej. Wymienię kilka z nich:
- zespół klasztorny jest drugim co do wielkości obiektem na świecie (po kompleksie pałacowo-klasztornym Eskurial w Hiszpanii),
- najdłuższa fasada barokowa w Europie (223 metry),
- powierzchnia dachów wynosi 2,5 hektara.
Ten niesamowity zabytek odwiedziliśmy latem, pospacerowaliśmy wokół, weszliśmy nawet do środka, ale nikogo tam nie spotkaliśmy (zdjęcia wnętrza zupełnie się nie udały). Interesujące jest również otoczenie samych budowli. Myślę, że warto zobaczyć to miejsce. Więcej informacji o opactwie cystersów w Lubiążu można znaleźć w sieci, m.in. na stronie Fundacji Lubiąż, która prowadzi tam prace renowacyjne.
Zapraszam również do obejrzenia posta: Opactwo cysterskie w Henrykowie
piątek, 17 lutego 2012
Majka na Dzień Kota
Od sześciu lat, właśnie 17 lutego, w Polsce obchodzony jest Dzień Kota. Trochę dziwne święto, ale czy kot na nie sobie nie zasłużył? Wszak jest już z człowiekiem od ok. 6 tysięcy lat. A tak naprawdę co o nim wiemy? Chodzi własnymi ścieżkami, lubi być niezależny, gdy jest zadowolony, mruczy, czarny - przynosi pecha (ja w to nie wierzę) i jeszcze jedno - lubi być fotografowany. Tę ostatnią właściwość wykorzystałem i naszemu futrzakowi zrobiłem niejedno zdjęcie. Majka - bo tak ma na imię - najbardziej związana jest z moim teściem. Chodzi za nim krok w krok, przymila się i robi masaże, wskakując na plecy. Jest też bardzo praktyczna. Najbliższa okolica jest wolna od myszy. Najważniejszymi zajęciami Majki jest codzienna dokładna toaleta i dbanie o urodę (wiadomo - kobieta) oraz drzemki. Lubi spać z królikiem.
Na zdjęciach poniżej, Majka w różnych pozach i okolicznościach: sama, w cieniu fotografującego i w towarzystwie swojego przyjaciela - Bazyla.
Z cyklu podglądanie przyrody - post: Pływanie synchroniczne
wtorek, 14 lutego 2012
Wieczorna Sekwana
Przeglądałem dzisiaj zdjęcia z ubiegłorocznej wyprawy do Paryża i moją uwagę zwrócił obraz wieczornej Sekwany. Zdjęcie pstryknąłem, gdy płynęliśmy rzeką statkiem wycieczkowym. Był to już ostatni kurs tego dnia, bo dzień miał się ku końcowi. Światło nie sprzyjało fotografowaniu, ale jak nie wykorzystać takiej okazji. Naciskałem spust migawki z myślą, że jednak coś z tego wyjdzie. Efekt widać poniżej. Na tle pomarańczowego nieba wznosi się ogromna bryła katedry Notre Dame. Przed nią widać most i jeszcze jeden spóźniony wycieczkowiec. Jakoś wcześniej nie doceniłem tej fotografii. Dziś mi się spodobała. Może to wspomnienie tego gorącego paryskiego lata tak na mnie zadziałało.
Dodatkiem do zdjęcia niech będzie piosenka Vanessy Paradis - La Seine (Sekwana).
Zapraszam też do obejrzenia posta: Nasza paryska przygoda - Pola Elizejskie
niedziela, 12 lutego 2012
Walentynkowe serce
Co ma wspólnego ziemniak z miłością? Otóż skojarzenia są dosyć odległe. Wkrótce walentynki - święto zakochanych, więc warto się przy tej okazji zastanowić jakie serduszko wręczyć ukochanej bądź ukochanemu. Może być wycięte z papieru, ulepione z masy solnej, w formie pluszowej poduszki, albo z... ziemniaka. Mało romantyczne? Chyba nie. Bez ziemniaka trudno wyobrazić sobie nasze życie. Przeciętny mieszkaniec naszej planety zjada ich 33 kilogramy rocznie. W Polsce wystawiono dwa pomniki poświęcone tej szlachetnej roślinie: w Besiekierzu i w Poznaniu. Polecam też internetowe muzeum ziemniaka Potato Museum w Idaho.
A ode mnie zdjęcie specjalnego kartofla - zakochanego, walentynkowego. Ładny?
Zapraszam też do posta: Majowe podglądanie przyrody
sobota, 11 lutego 2012
Śniadanie dzwońców
Dziś rano było 15 stopni mrozu. Koło karmnika, na pobliskiej wiśni, czekały już ptaki, więc trzeba było wyjść z ciepłego domu i wsypać im trochę słonecznika. To ich przysmak. No i się zaczęło. Za chwilę nadleciały następne dzwońce i zrobiło się niemałe zamieszanie. Ptaki zaczęły walczyć o najlepsze miejsce przy porannym "stole", a te nastawione bardzo pokojowo, spokojnie lądowały pod karmnikiem i zjadały to, co spadło im z górnej stołówki. Wykorzystałem cały ten ptasi rozgardiasz i sięgnąłem po aparat. Dzwońce są bardzo płochliwe, ale udało mi się zrobić trochę zdjęć.
Tej zimy nasz karmnik odwiedzają prawie same dzwońce. Rzadko zjawiają się sikory i sójki, których nie brakowało w zeszłym roku. Czasem pojawiają się także zięby, które coraz częściej zostają w Polsce i nie odlatują do trochę cieplejszych miejsc w Europie.
Karmnik na zdjęciach zrobiłem ze sklejki i brzozowych klocków. Służy nam już któryś sezon i ustawiony jest na drewnianym palu, żeby naszemu kotu nie przyszło do głowy małe polowanie. Miło jest w mroźny zimowy poranek popatrzeć na ucztujące ptaki, ale trzeba też zadbać o codzienny posiłek. I tak do wiosny.
Inny post dotyczący ptaków: Polowanie na kwiczoła
Subskrybuj:
Posty (Atom)