Do Sławy mamy niedaleko i lubimy odwiedzać to nieduże miasto położone w województwie lubuskim nad pięknym Jeziorem Sławskim. Samochód zaparkowaliśmy przy rynku, by pospacerować chwilę po rynku, zajrzeć do sklepików i zjeść lody. Ciekawostką jest to, że tuż przy rynku postawiono tężnię solankową. Widzieliśmy, że jest to niezłe miejsce spotkań. Ludzie siedzieli, rozmawiali, pili kawę, plotkowali. A słona woda sobie spływała po gałązkach i próbowała leczyć drogi oddechowe. Też chwilę spróbowaliśmy tego szczęścia, ale byliśmy tu tylko na chwilę, więc dobrego efektu być nie mogło. Ryneczek ciekawy, tylko ktoś zniszczył rzeźbę Witosławy. Oderwał ją od podstawy i teraz biedna jest bardzo pochylona w swojej fontannie. Na ławeczce jakieś smętne towarzystwo płci obojga popijało sobie piwko z przechodniej puszki. Ot, czar małych miasteczek.
Opuściliśmy rynek, by powędrować w kierunku jeziora. Szliśmy przez ładnie utrzymany park. Stare drzewa są owinięte bluszczem, co tworzy nieco zagadkową i tajemniczą aurę. Parkowe ścieżki są szerokie, przy nich stoją kosze na śmieci i tablice informacyjne dotyczące fauny i flory parku oraz jeziora. Są tu spacerowicze i rowerzyści. Przyjazne miejsce.
No i w końcu plaże. Są dwie: stara i nowa. Klimaty trochę jak z tropikalnych miejsc. Są palmy, są sklepiki z dobrym jedzonkiem, napojami i lodami. Nam do gustu przypadła jedna z restauracji nad brzegiem jeziora, gdzie serwowano m.in. potrawy z boczniaków. Spróbowaliśmy flaki i pierogi z tymi grzybami. Dania te bardzo nam smakowały. Ciekawe, jak oni to robią, że boczniaki są takie mięciutkie, szczególnie te pokrojone w paseczki w zupie. Zobaczyliśmy obie plaże, posłuchaliśmy rozmów mew śmieszek, po czym znajomą nam parkową drogą wróciliśmy do rynku. Usadowiony tam kamienny zegar słoneczny przypomniał nam, że pora wracać. Zostały nam wspomnienia, zdjęcia i nadzieja, że jeszcze tu wrócimy. Bo warto.
Sława, 6 sierpnia 2024. Fotografie: Wiesław Zięba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za pozostawianie komentarza i zapraszam ponownie.